Miłość to ogromna siła, która kształtowała historię, zmieniała losy małe i duże, zainspirowała niejedno dzieło i przedsięwzięcie. Celebrujemy ją cały rok, tak powie gros zakochanych. Jest jednak jeden dzień w roku, kiedy czerwone serduszka są wszechobecne, a wszystkie stoliki w restauracjach wypełnione. Dla nas Walentynki stały się pretekstem, aby zapytać zakochane pary z naszych Ulubionych Adresów o ich miłosne historie.
Agnieszkę i Marcina Chmielewskich, twórców wrocławskich Przystani i Przystani TU, połączyły pasja do dobrej kawy, wina i prostego włoskiego jedzenia. Restauracja pojawiła się dopiero po 20 latach ich znajomości. W jej progach starają się stworzyć atmosferę przytulności. – Ważne jest dla nas, aby goście czuli się u nas dobrze, ciepło i pozytywnie. Na to składa się nie tylko pyszne danie na talerzu ale serdeczna, otwarta obsługa i każdy element wystroju lokalu – mówi nam Marcin Chmielewski.
– Miłość oczywiście ułatwia nam pracę. Choć w sytuacjach stresowych emocje nie raz sięgają zenitu. Naszą receptą na zachowanie balansu są pasje poza restauratorstwem. Lubimy spędzać czas na rowerze, nartach. Od kilku lat uczymy się pływać na kitesurfingu. To pomaga nam zachować dystans do wspólnej pracy na co dzień – wyznaje współtwórca wrocławskich restauracji. Ten wspólny czas jest dla pary niezwykle ważny, ponieważ i po zamknięciu drzwi Przystani ich życie często koncentruje na restauracji. – Agnieszka po zamknięciu drzwi bez przerwy rozmawia przez telefon i zarządza lokalem. Nie ma dnia, abyśmy nie rozmawiali o Przystani. Faktem jest jednak, że napędza nas pozytywnie, kiedy widzimy naszych gości oraz ich zadowolenie – wyznaje Marcin Chmielewski. – Wspólna pasja zmieniła nas jako ludzi i partnerów. Patrzę na Agnieszkę i widzę inna osobę. Podziwiam ją. Sukces restauracji dodał jej pewności siebie – mówi z uśmiechem Marcin Chmielewski.
– Marcin uwielbia rozmawiać z gośćmi, dogadzać im i zapraszać – śmieje się Agnieszka. – Zawsze też można na nim polegać w trudnych sytuacjach – dodaje.
Przystań wypełniona jest uczuciami i stała się już nieraz sceną romantycznych wyznań. – Był pierścionek zaręczynowy znaleziony w toalecie i ten zaszyty w misiu – wspomina Agnieszka Chmielewska ze śmiechem. – Wszystkie kelnerki żałowały misia, gdy przyszła narzeczona go rozpruwała. Innym spektakularnym oświadczynom towarzyszyły głośne śpiewy: „Nie zgadzaj się”. Poradziłam wtedy panu w sile wieku, który chciał się oświadczyć w zacisznym miejscu Marinę. Traf chciał, że w tym dniu również przyszło piętnastu panów, którzy jak tylko się zorientowali, że są świadkami oświadczyn, zaczęli żartem protestować: „Nie zgadzaj się, nie zgadzaj się!” Gdy jednak wybranka się zgodziła, wspólnie pili toast. Narzeczony wielokrotnie dziękował nam później i mówił, że lepszego miejsca na zaręczyny by nie znalazł – śmieje się Agnieszka Chmielewska i dodaje, że w Przystani kręcone są również sceny do serialu „M jak Miłość”.
– A nasze Walentynki? Rok temu Agnieszka zaprosiła mnie na kolacje walentynkową… do naszej restauracji – śmieje się Marcin Chmielewski. – W tym roku ja zaproszę ją… do innej naszej restauracji – dodaje.
TEKST: MAGDALENA KACZYŃSKA
ZDJĘCIA: MAŁGORZATA OPALA, MATERIAŁY PRASOWE RESTAURACJI PRZYSTAŃ