Już w XIII wieku okolica ta słynęła z hodowli ryb słodkowodnych. Aż trudno uwierzyć, że dziś kontynuuje się tę tradycję niemal w niezmienionej formie.
Gdy nastały lata 90. XX wieku i Polacy wzięli sprawy w swoje ręce, na ulicach miast zaroiło się od rodaków handlujących, czym się tylko dało. Szczególne nasilenie tego handlu miało rzecz jasna miejsce w okresie przedświątecznym. Frapowało mnie wtedy, że gdzieniegdzie pojawiali się sprzedawcy z kartką lub tabliczką z napisem: „karp milicki”. Co to takiego ten „karp milicki”? – zastanawiałem się, takie pytanie musiało nurtować studenta Akademii Ekonomicznej w okresie przełomu. Dlaczego inne karpie zasługują jedynie na bezosobowe określenie „karp świeży”, a ten akurat wyrasta na jakąś karpiową markę? Z odpowiedzią na to pytanie uporałem się dość szybko, jednak minęło wiele lat, nim trafiłem do tego tajemniczego wówczas dla mnie miejsca, z którego przyjeżdżały do mojego rodzinnego Poznania te markowe ryby.
Historia hodowli ryb w Dolinie Baryczy sięga XIII wieku – być może założyli je cystersi, którzy już wówczas w innych rejonach Dolnego Śląska budowali podobne zbiorniki przeznaczone właśnie do hodowli ryb. Trzeba pamiętać, co wielu osobom trudno zapewne dziś sobie wyobrazić, że w średniowieczu ludzie bardzo często pościli. Co najmniej 130 dni w roku było objętych zakazem spożywania mięsa – z wyjątkiem ryb. W XVIII wieku stawy zajmowały powierzchnię ponad 13 tys. ha, jednak w następnym stuleciu niemal połowę z nich zamieniono na pola uprawne i dziś stawy zajmują zaledwie ponad połowę ówczesnej powierzchni. Jednak 7500 ha to nadal ewenement w skali europejskiej.
Stawy Milickie to nie tylko miejsce hodowli ryb słodkowodnych, ale także siedlisko niemal 300 gatunków ptaków, które pojawiają się w Dolinie Baryczy. Na terenie stawów powstał więc rezerwat, który pozwolił chronić je i inne zwierzęta żyjące w okolicy.
Gdy docieramy do naszego stołu, panuje już głęboki półmrok. Przelatujące nisko kluczami gęsi pewnie zatrzymają się gdzieś w okolicy. Żerujące właśnie ryby pluskają tuż obok, uciekając przed groźnym szczupakiem lub sandaczem. Tutejsza hodowla jest prowadzona metodą ekstensywną, co oznacza, że używa się tylko naturalnych środków. Rybacy posługują się tymi samymi metodami co przed setkami lat, dlatego tak łatwo nam poczuć tutaj autentyczną dziką naturę i delektować się jej darami, które mamy na wyciągnięcie ręki.
Jeśli karp na święta – to ten najlepszy. Przedstawiamy Wam zdjęcia z wizyty w Dolinie Baryczy oraz kilka oryginalnych przepisów na świątecznego karpia.
TEKST: IGOR GRZESZCZUK
ZDJĘCIA: MAŁGORZATA OPALA
Artykuł pochodzi z 17 numeru magazynu FOOD & FRIENDS.