Majestatyczny średniowieczny zamek, który stoi na królującym nad Lublaną Wzgórzu Zamkowym, jest dominującym punktem w panoramie stolicy Słowenii. Podobnie jak Wawel w Krakowie ta potężna budowla była nie tylko siedzibą władców, ale także przez wieki pełniła funkcje obronne. Dziś to przede wszystkim ciesząca się niesłabnącą popularnością atrakcja turystyczna. Dość powiedzieć, że w 2016 roku odwiedził ją ponad milion gości.
Istnieje kilka sposobów, by się tu dostać, jednak do najprzyjemniejszych należą dziesięciominutowy spacer z placu Vodnika, Starego Rynku lub Rynku Miejskiego albo wjazd kolejką linowo-terenową, która odjeżdża co dziesięć minut i gwarantuje niezapomniane widoki.
W jednej z zamkowych wież, w której w dawnych czasach łucznicy pilnowali, by niepożądani goście trzymali się jak najdalej stąd, mieści się restauracja Strelec. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że stosunek do gości zmienił się tu o sto osiemdziesiąt stopni. Pochodzące z 1953 roku fantastyczne malowidła na ścianach restauracji to dzieło architekta, malarza i profesora Borisa Kobe oraz artystki Marij Pregelj. Pojawiające się tu motywy zaczerpnięto z ludowych pieśni i podań. Dziewięć historii przedstawiono za pomocą techniki sgraffito.
W tym historycznym otoczeniu goście nie tylko mogą podziwiać imponujące wnętrza i tereny zielone, ale też cieszyć podniebienia świetną słoweńską kuchnią w nowoczesnym wydaniu head chefa Igora Jagodica i jego zespołu. W 2015 roku Strelca uznano za najlepszą restaurację w Lublanie. „The Slovenia Restaurant Awards 2017” wyróżnił ją z kolei w kategorii „The restaurant in the central part of the country”. Serwowane tu dania są wymyślne, a by je przygotować, kucharze sięgają po regionalne składniki dostępne w danej porze roku. – Sprawą najwyższej wagi są dla nas smak i rozmaite połączenia smakowe – podkreśla szef kuchni.
Jak wiele tutejszych restauracji, również Strelec zaopatruje się w produkty na miejskich ryneczkach. Mięso, w tym sezonowana wołowina oraz wieprzowina ze świniKrškopolje, jedynej rdzennie słoweńskiej rasy, pochodzi ze Sevnicy, oddalonej od Lublany o godzinę jazdy samochodem. Nabiał sprowadzany jest z kolei z Kobarid, regionu położonego na zachodzie przy granicy z Włochami.
Zanim Igor rozkręcił w 2012 roku restaurację Strelec, przez pięć lat pracował w dwóch znanych lokalach w Bled: Vila Bled i Grand Hotel Toplice. W tym okresie odbył też dwa zagraniczne staże. Jeden w restauracji gourmet Lerbach w Schlosshotel Lerbach w Bergisch Gladbach, a drugi w kopenhaskiej Nomie. Praktykował w niej w roku, w którym przyznano jej tytuł najlepszej restauracji na świecie.
Osoba Igora przewijała się w wielu rozmowach, które prowadziliśmy w Lublanie. Wspominano o nim nie tylko jako o zdolnym szefie kuchni, ale także dlatego, że był mentorem niejednego młodego kucharza, który dzisiaj prowadzi własną restaurację w stolicy Słowenii.
– Bardzo dużą przyjemność sprawia mi kontakt z młodymi i ambitnymi kucharzami, którzy chcą się uczyć i nie stronią od ciężkiej pracy. W naszym mieście nigdy nie ma problemów ze znalezieniem rąk do pracy, dzięki czemu możemy wybrać rzeczywiście najlepszych, nim zdecydujemy się, kogo zaprosić do naszego zespołu.
Igor jest także wykładowcą w lublańskiej szkole gastronomicznej. – Praca z młodymi ludźmi dodaje mi energii, ale także obowiązków, do których należy między innymi ciągłe śledzenie nowych trendów. Często się zastanawiam, co sprawia, że w Strelcu wszystkim dobrze się ze sobą pracuje. Wydaje mi się, że dzieje się tak, ponieważ my, w przeciwieństwie do tego, co się dzieje w wielu innych restauracjach, nie zarządzamy przez terror. To z pewnością nie mój styl. Wolę być dla moich „dzieci” mentorem i kierować nimi, okazując im szacunek – tłumaczy Igor.
Ostrzegamy, że latem, zwłaszcza między czerwcem a sierpniem, do Strelca tłumnie ciągną turyści, więc o miejsce nie jest łatwo. Przez resztę roku częściej spotyka się tu miejscowych, którzy mogą się wtedy cieszyć kuchnią Igora w nieco spokojniejszej atmosferze.
www.kaval-group.si/strelec.asp
TEKST: CAMILLA HULTQVIST
ZDJĘCIA: MAŁGORZATA OPALA, PETER IRMAN (zdjęcie Igora Jagodica)
Artykuł pochodzi z 36 numeru magazynu FOOD & FRIENDS